Trzecie zdjęcie z serii makro. Na dokładkę. Cały czas nie mogę się nadziwić, co potrafią dzisiejsze smartfony.
Ostatnio sprawdzam, co potrafią smartfony w kwestii fotografii makro. Posługując się fotograficzną nomenklaturą powinienem raczej napisać „semi-makro”, bo efekty siłą rzeczy nie przypominają tego, co można uzyskać przy pomocy lustrzanki z odpowiednim obiektywem.
Nie o to jednak chodzi. Chodzi o to, by dotrzeć do limitów tego, co potrafi sprzęt mieszczący się w kieszeni.
Codziennie dzielę się z wami jednym najlepszym zdjęciem, które wykonałem danego dnia smartfonem Samsung Galaxy A5 2017.
Dzisiejsze zdjęcie dnia to trzecie z serii zdjęć „makro”, w których pokazuję budzącą się do życia przyrodę. Tym razem wykorzystałem pełny kadr, bez przycinania krawędzi. Takie ujęcie zarejestrował smartfon.
Dwie poprzednie fotografie możecie zobaczyć poniżej. W obu przypadkach wyciąłem środkowe części kadru.
Przyznam, że jeśli kilka lat temu ktoś pokazałby mi podobne zdjęcie i zaczął wmawiać, że zrobił je smartfonem, nigdy bym w to nie uwierzył. Przecież do rozmycia tła jest potrzebny porządny, duży i jasny obiektyw!
Dziś takie efekty są codziennością i naprawdę da się je uzyskać smartfonem. Ba, wcale nie musi to być sztandarowy model za 4 tys. zł. Dziś taki efekt można uzyskać nawet smartfonem, który kosztuje mniej niż połowę tej kwoty.
I nawet jeśli zdjęcia są poddane dość mocnej obróbce, to mimo wszystko efekt rozmycia bierze się ze sprzętu. Cały czas jestem pod wrażeniem, że ten sprzęt może być całkowicie kieszonkowy.
Kolejne zdjęcie już jutro. W międzyczasie zapraszam do obejrzenia mojego profilu na Tookapic, gdzie znajdziecie wszystkie zdjęcia powstałe w naszym projekcie fotograficznym tworzonym wspólnie z Samsungiem i Tookapic.
Makro nr 3 – złapane smartfonem #37