Tesla zaprezentowała właśnie swoje najnowsze wyniki finansowe. Są rekordy, są zrealizowane założenia, ale... są i spore rozczarowania.
Rekord pobity - ponad 25 tys. dostarczonych samochodów
Tego mogliśmy się akurat spodziewać. Już w kwietniu Tesla wstępnie podała, że do klientów trafiło "około 25 tys. egzemplarzy" samochodów tej marki. Dziś w nocy potwierdzono, że było ich dokładnie 25 051 sztuk, co jest najwyższym kwartalnym rezultatem w całej historii firmy.
Jednocześnie udało się wyraźnie (czytaj: znów rekordowo) zwiększyć samą produkcję. W pierwszym kwartale tego roku wzrosła ona aż o 64 proc. w stosunku do tego, co udało się osiągnąć rok wcześniej.
Trzecim rekordem uzyskanym w pierwszym kwartale tego roku jest przychód - wyniósł on aż 2,7 mld dol.
Rekord tak, zyski nie.
Pod względem wysokości sprzedaży, produkcji i przychodu pierwszy kwartał 2017 był dla Tesli niesamowicie udany. Co nie oznacza jednak, że wszystkie wyniki są takie, jak można byłoby się spodziewać. Tesla bowiem po raz kolejny nie zarobiła na swojej działalności ani centa. Wręcz przeciwnie - straciła. I to więcej, niż spodziewał się rynek - około 330 mln dol.
Jak najlepiej obrazowo oddać wysokość straty Tesli w pierwszym kwartale? Na przykład tak:
https://twitter.com/nickbunkley/status/859875656888438784
Przy czym nie jest to jeszcze powód do paniki. Raz, że Tesla i tak zmniejszyła stratę operacyjną w porównaniu do wcześniejszego kwartału. Dwa, że aktualnie znajduje się w ostatniej fazie przygotowań do produkcji Modelu 3, więc nie może na niczym oszczędzać. Po trzecie w końcu, Tesla ma jeszcze na koncie sporo gotówki.
W końcu jednak będzie musiała zacząć na siebie zarabiać.
Cel na pierwsze półrocze w zasięgu ręki.
Nie, nie chodzi jeszcze o zawrotne 500 tys. egzemplarzy. W tym roku Elon Musk ma dużo skromniejsze plany, których realizacja nie powinna stanowić większego problemu. Pierwsze półrocze 2017 ma przynieść Tesli sprzedaż w wysokości od około 47 tys. do 50 tys. samochodów.
Połowa roboty jest więc już zrobiona, a zainteresowanie Modelem S i Modelem X, jak widać, w ogóle nie słabnie.
Produkcja Modelu 3 zgodnie z planem.
Ciągłe potwierdzenia w tej kwestii nie powinny raczej nikogo dziwić - w końcu Tesla nie słynie z dotrzymywania terminów wprowadzenia nowych samochodów na rynek. Można jednak zakładać, że z Modelem 3 nareszcie się uda.
Według najnowszych deklaracji proces tworzenia samochodu zmierza już ku końcowi i rozpoczęcie faktycznej produkcji jest już naprawdę bliskie. Obecnie trwają m.in. testy drogowe, testy jakościowe oraz testy oprogramowania. Produkcja ma wystartować w lipcu.
Jeszcze w 2017 wysokość produkcji Modelu 3 podniesiona zostanie do 5 tys. tygodniowo, natomiast w "pewnym momencie w 2018" wartość ta zostanie podwojona.
Tesla boi się, że Model 3 będzie... mylony z Modelem S. W związku z czym nie będzie go reklamować.
Ale nie w taki standardowy sposób - przez przechodniów na ulicy czy innych kierowców. Tesla obawia się, że Model 3 może zostać uznany np. za następcę Modelu S lub samochód w jakiś sposób lepszy od S-ki. Według amerykańskiej firmy, po wprowadzeniu 3-ki do sprzedaży, wyraźna komunikacja różnic pomiędzy tymi pojazdami może być kluczowa dla utrzymania odpowiedniej sprzedaży. Dodatkowo przez pierwsze 6 do 9 miesięcy Tesla nie będzie 3-ki reklamować ani też... oferować jazd próbnych.
W liście do inwestorów Tesla wyraźnie wymienia, co będzie dzielić te dwa samochody. Model S zawsze będzie oferować większy zasięg, lepsze przyspieszenie, więcej mocy, więcej przestrzeni dla pasażerów i bagażu, więcej ekranów (dwa) i więcej opcji personalizacyjnych. Wspólna natomiast będzie funkcjonalność Autopilota.
Różnica ma dotyczyć głównie ceny oraz... wysokości sprzedaży. To właśnie Model 3 ma sprawić, że Tesla już w przyszłym roku zamiast około 100 tys. samochodów dostarczać będzie ich na rynek... 5 razy więcej. Zobaczymy.
5 rzeczy, które powinieneś wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w Tesli