Surface Laptop na papierze wydaje się być doskonale uniwersalnym sprzętem. A jaki jest w rzeczywistości? Miałem okazję spędzić z nim chwilę w Nowym Jorku i powiem wam... na żywo robi jeszcze większe wrażenie.
Surface Laptop to pierwszy prawdziwy laptop w historii linii Surface. I jeśli pierwszy raz jest tak dobry, to aż strach pomyśleć, jakie będą kolejne. Jeśli bowiem chodzi o jakość wykonania, Surface Laptop powinien stać się wzorem dla wszystkich producentów.
Za jakość wykonania Surface Laptop dostaje z marszu 10/10.
Fajnie się słucha o alcantarze, idealnym łączeniu materiałów, solidnej konstrukcji, ale dopiero gdy wziąć urządzenie w ręce, czuć, że Microsoft wcale nie leje marketingowej wody. Oni naprawdę się postarali.
Weźmy klawiaturę. Alcantara nie jest "przyklejona" do aluminium. Jest zgrzana. To sprawia, że dotykając palcem miejsca, gdzie materiały się łączą, nie czuć nawet najmniejszej krawędzi, ani milimetra złego spasowania.
Mało tego - jak dowiedziałem się od projektantów sprzętu, każda nakładka z alcantary wycinana jest indywidualnie pod każdy egzemplarz laptopa, likwidując mikro-różnice w odstępach. Dzięki temu klawisze idealnie przylegają do materiału i nie ma przerw.
Alcantara jest też odporna na zachlapanie i nie powinna się zużywać. Do czyszczenia wystarczy mokra szmatka.
Surface Laptop jest też niesamowicie lekki.
1,2 kg na papierze może nie robi już aż takiego wrażenia, ale w dłoniach? Ten sprzęt nie waży prawie nic. Do tego jest cieniutki (14,48 mm w najgrubszym miejscu) i idealnie sztywny.
Masa jest też idealnie rozłożona, dzięki czemu można bez problemu otworzyć laptop jedną ręką i wygodnie korzystać z niego na kolanach.
Zawias wygląda jak żywcem wyjęty z nowych MacBooków Pro. Nie znajdziemy tu ani kawałka plastiku, cała pokrywa to jeden kawałek aluminium. Dodam też, że wykończonego równie dobrze, co sprzęty Apple. Trzymanie Surface Laptop w dłoniach to czysta przyjemność.
Dość oszczędnie prezentuje się kwestia łączności.
Surface Laptop pod względem portów wygląda tak samo, jak Surface Pro 4 - jeden port USB 3.0 (nie USB-C), mini-DP do podłączenia zewnętrznego ekranu, gniazdo słuchawkowe oraz port magnetyczny do ładowania i podłączenia stacji dokującej.
Kolory!
Nowy laptop Microsoftu dostępny jest w czterech kolorach i... każdy z nich robi równie dobre wrażenie. Trzeba jednak oddać, że srebro i złoto (wyglądające bardziej jak ciemne srebro) nie powodują takiego opadu szczęki, jak burgundowy i niebieski.
Wszystkie jednak prezentują się oszałamiająco pięknie na żywo.
Niestety, jeśli Surface Laptop trafi do Polski, to tylko w srebrnym kolorze. Pozostałe zarezerwowane są (tymczasowo) dla rynku amerykańskiego.
To, co Microsoft zrobił z głośnikami, to arcydzieło inżynierii.
Jeśli uważnie śledziliście nasze artykuły to wiecie już, że Surface Laptop ma głośniki ukryte pod klawiaturą. Niby nic niezwykłego - w końcu MacBooki od dawna tak mają.
Jednak jakość brzmienia i sposób działania tych głośników naprawdę powala. To spokojnie poziom MacBooka Pro 2016 i pięć poziomów wyżej dowolnego laptopa z Windowsem.
Nawet w głośnym, prezentacyjnym otoczeniu słyszałem wyraźnie każdą nutkę. Słychać było, jak "głęboko" grają te głośniki, przenikając dźwiękiem alcantarę.
Najciekawsze jednak jest to, że gdy grają głośniki, wibracje dodatkowo rozprowadza cała klawiatura, co wzmaga doznawanie niskich częstotliwości, których inaczej tak niewielkie głośniczki nie byłyby w stanie zreprodukować.
Dobra robota, Microsofcie. Takie głośniki powinien mieć każdy laptop.
Ekran jest godny miana Surface.
Hybrydy Microsoft Surface słyną ze wspaniałych ekranów. Nie tylko wiernie odwzorowujących barwy, ale też mających wysoką rozdzielczość i nietypowe, ale szalenie wygodne proporcje 3:2.
Surface Laptop nie odstaje od starszych braci. 13,5-calowy panel ma co prawda niższą rozdzielczość niż Surface Book czy Surface Pro 4 (2256x1504), ale w żaden sposób nie umniejsza to ostrości obrazu i kontrastowi. To jeden z najlepszych ekranów, jakie znajdziemy w dostępnych na rynku laptopach.
Warto też wspomnieć tu o bardzo cienkich ramkach wokół ekranu. Szczególne wrażenie robi podbródek wyświetlacza, który dzięki doskonałym czerniom ekranu niemalże zlewa się z paskiem start. Nie są one tak cienkie, jak w Dellach XPS czy nowej Yodze 910 od Lenovo, ale w dalszym ciągu pogłębiają wrażenie immersji. I dokładnie tak miało być.
Jak powiedzieli mi projektanci Surface'a, cel był taki, aby otwierając laptop użytkownik od razu zanurzał się w treści, którą chce tworzyć lub konsumować. Z przyjemnością donoszę, że ta misja zakończyła się sukcesem.
Nie można też nic zarzucić ekranowi jeśli chodzi o reakcję na dotyk. To absolutnie najwyższa półka wśród sprzętów z Windowsem.
No właśnie, Windows... jak pracuje nowa wersja Windows 10 S?
Trudno ocenić to jednoznacznie w warunkach "polowych", nie mogąc tak naprawdę sprawdzić bardziej zaawansowanych zadań, ale to, co udało mi się zobaczyć, było płynne i szybkie.
System działał bez najmniejszych przestojów i nawet otwierając mu kilkanaście aplikacji, by się między nimi bezcelowo przełączać, nie udało mi się go zmusić do spowolnienia.
Animacje nie gubiły klatek, żadna też nie potrzebowała dodatkowego czasu na wczytywanie. Spędziłem większość czasu z egzemplarzem napędzanym przez Intel Core i5, 8 GB RAM-u i dysk 256 GB i sądzę, że to właśnie ta konfiguracja będzie największym hitem.
Oferuje dostatecznie dużo mocy do większości zadań, a pewnie nie będzie też kosztować fortuny względem najtańszego wariantu, który kosztuje tylko 999 dol.
Klawiatura to dzieło sztuki.
Spędziłem z urządzeniami wskazującymi Surface'a tylko kilka chwil, ale już wiem, że to do nich będę odtąd porównywał każdą laptopową klawiaturę i gładzik.
Klawisze są po prostu doskonałe. Nie można im zarzucić nic. 1,5 mm skok jest wystarczająco płytki, by szybko pisać i wystarczająco głęboki, by czuć, co się robi. Odstępy miedzy klawiszami też są odpowiednie, więc pisanie bezwzrokowe jest naprawdę proste i po kilku minutach robiłem to bezproblemowo.
Podpórka na nadgarstki z alcantary jest też niezwykle przyjemna w dotyku, miękka i - jeśli wierzyć projektantce tego elementu, która stała tuż obok - nie wytrze się z biegiem czasu, bo została specjalnie zabezpieczona.
Na tej klawiaturze z przyjemnością wystukiwałbym tysiące słów dziennie. I nie czułbym przy tym zmęczenia, bo podstawa Surface Laptop jest nachylona pod sporym kątem, co ma złagodzić napięcie nadgarstków w trakcie pracy.
Podobne słowa pochwały należą się gładzikowi.
Jest duży, szklany i nie licząc nieobecności force touch w niczym nie ustępuje gładzikom Apple. Przebija o kilka długości każdy inny gładzik laptopa z Windowsem (nie licząc Surface Booka, który ma taki sam).
Połączenie wspaniałej klawiatury, najlepszego w klasie gładzika i cudownie responsywnego, pięknego ekranu sprawia, że interakcja z Surface Laptop jest totalnie bezproblemowa.
Bezproblemowość to słowo-klucz dla Surface Laptop.
Całe założenie nowego sprzętu Microsoftu było takie, żeby... stał się przezroczysty. I choć jest to niebywale urodziwy sprzęt, to rozumiem, do czego dążył producent i po kilku chwilach zabawy z Surface Laptop stwierdzam, że naprawdę się udało.
Nie mogę się doczekać, kiedy laptop trafi do nas na dłuższe testy. Żebyśmy mogli się przekonać, jak Windows 10 S spisuje się na dłuższą metę i czy okrojona wersja systemu, wyłącznie z aplikacjami ze Sklepu, zda egzamin w codziennym użytkowaniu.
Choć... prawdę mówiąc, gdybym miał nabyć Surface Laptop, z marszu zaktualizowałbym jego system operacyjny do wersji Pro. Tym bardziej, że można zrobić to za darmo do końca tego roku.
Surface Laptop sprawia niesamowite pierwsze wrażenie, a na papierze zapowiada się też na sprzęt, który poradzi sobie z większością zadań.
Dodajmy do tego 14,5-godzinny czas pracy na jednym ładowaniu, rozsądną cenę i... na co komu MacBook Pro?
Miałem w rękach Surface Laptop i wiem jedno – to będzie megahit