Juicero to modelowy przykład startupu. Firma ta zebrała od inwestorów 120 mln dol. na stworzenie bezużytecznego produktu, który w dodatku nie spełnia swojej funkcji. Produktem tym jest nowoczesna wyciskarka do owoców woreczków.
Zasada działania Juicero jest prosta. Kupujesz kawałki owoców zapakowane próżniowo. Opakowanie umieszczasz w wyciskarce, a ona naciska na torebkę i tym samym wyciska sok do szklanki. Dzięki temu urządzenie jest idealnie czyste, a co za tym idzie, nie trzeba go w ogóle myć; Zużytą torebkę wystarczy wyrzucić do kosza. Proste, łatwe i przyjemne.
Okazuje się jednak, że Juicero to produkt zwyczajnie zły.
I to na naprawdę wielu płaszczyznach. Przede wszystkim jest cholernie drogi. Początkowo trzeba było za niego zapłacić 700 dol., teraz jego cena spadła do 400 dol. Wysoki jest też jego koszt eksploatacji, ponieważ wspomniane torebki z warzywami i owocami kosztują 5-8 dol. za sztukę. To naprawdę sporo. Ten koszt nie jest wart zapewnianej przez niego wygody.
https://www.youtube.com/watch?v=rE9c_s3h464
Sam mam wyciskarkę do owoców Homekraft Essence kosztującą mniej niż 300 zł, jeden z najtańszych tego typu sprzętów dostępnych na rynku. Kosztuje ona ułamek tego co Juicero, a pozwala na robienie soków z absolutnie dowolnych warzyw i owoców. Rzeczywiście świeżych, a nie pakowanych.
Samodzielnie mogę dobierać liczbę zużywanych warzyw i owoców danego typu i tworzyć własne mieszanki soków. Jasne, przed użyciem tego sprzętu trzeba pokroić warzywa i owoce, co zajmuje 5 minut. Następnie trzeba go umyć, co zajmuje kolejne 5 minut. Ale większą ilość soku można zrobić raz dziennie, więc nie jest to bardzo uciążliwy problem.
Postrzegam Juicero jako typowy amerykański wynalazek.
Sprzęt, który powstał wyłącznie przez maksymalne natężenie ludzkiego lenistwa. Produkt dokładnie taki sam jak obrane ze skorupki gotowane jajka, mrożone naleśniki oraz smażona kiełbasa mrożona, którą wystarczy wrzucić do mikrofalówki. Nie, nie żartuję. Te produkty można bez problemu znaleźć w każdym Walmarcie.
Teraz czas na prawdziwą petardę. Redaktorzy Bloomberga porównali wyciskanie soku z torebki za pomocą Juicero oraz własnych rąk. Rezultat? W obu przypadkach wyciśnięto niemal identyczną ilość soku. Czas trwania procesu był zbliżony. Raz szybsza była maszyna, raz szybszy był człowiek. Oznacza to, że korzystanie z tego sprzętu nie ma najmniejszego sensu.
Co więcej, skoro opakowanie da się opróżnić siłą rąk, to najprawdopodobniej nie ma w nim całych kawałków owoców, a znajduje się w nich pulpa - zmielone owoce. Czujecie to? Wszystko wskazuje na to, że ktoś wydał kosztującą kilkaset dolarów wyciskarkę do już niemal gotowego soku. Nawet sam prezes Juicero musi wiedzieć, że coś tu jest nie tak, ponieważ pozwolił posiadaczom wyciskarki na zwracanie jej przez 30 dni licząc od dzisiaj.
Najlepsze jednak dopiero przed nami.
Na stworzenie Juicero zebrano od inwestorów 120 mln dol. Powtórzę, 120 amerykańskich baniek. Na wyciskarkę do niemal gotowego soku w torebkach. Wygląda na to, że żaden z inwestorów nie widział prototypu tego sprzętu. Pieniądze najprawdopodobniej wpłacono absolutnie w ciemno.
Sytuacja ta pokazuje, jaką bańką obecnie są startupy. Przed pęknięciem bańki internetowej wystarczyło mieć w nazwie “.com”, żeby otrzymać finansowanie. Teraz wystarczy nazywać się startupem. Koronnym przykładem tego jest Uber, którego największym osiągnięciem jest przepalenie kilku miliardów dolarów.
Na szczęście bańka ta, jak każda inna, w końcu pęknie. Wtedy ponownie czeka nas kilka lat normalności, zanim ktoś nie wymyśli nowego kreatywnego sposobu na wyciąganie kasy od inwestorów.
Idiotyczny startup: wyciskarka za 1600 złotych wyciska sok... z woreczka