Apple Watch nie jest gadżetem, którego bym uwielbiał, na którego bym spoglądał z przyjemnością w trakcie dnia, który byłby mi niezbędny w pracy. Niemniej jednak to urządzenie, które - nie waham się tego wyznania - zmieniło moje życie.
Nie mam wątpliwości - to smartfon jest dziś moim najważniejszym urządzeniem komputerowym. I w zasadzie coraz ważniejszym, bo dziś, oprócz komunikacji, najwygodniejszego dostępu do internetu i szeregu usług funkcjonalnych (bank, chmura danych, skaner, nawigacja), spełnia on także role rozrywkowe - muzyka, filmy/seriale, a ostatnio także live tv. To bez smartfona nie mógłbym dziś funkcjonować, to to urządzenie po prostu uwielbiam - dotykać, patrzyć na niego, bawić się nim.
Niepostrzeżenie jednak dla mnie rolę niezbędnego gadżetu w moim życiu ogrywa też smartwatch, a konkretnie Apple Watch.
Nie jest to urządzenie, które zmieniło technologiczną rzeczywistość. Nie, nie zdobyło rzędu dusz klientów. Nie, nie okazało się nowym Świętym Graalem producentów elektroniki. Przynajmniej jeszcze nie, bo wciąż wierzę, że produkty z kategorii urządzeń ubieralnych jednak rzeczywistość zmienią.
W aktualnej inkarnacji Apple Watch świata nie podbił. W następnej zapewne też nie podbije. I w następnej po następnej też nie. Niemniej jednak dla mnie jest to niezwykle ważne urządzenie. Co ciekawe, jest tak mimo tego, iż regularnie używam nie więcej, niż jednej, dwóch aplikacji na Apple Watchu. I to ściśle powiązanych ze sobą - Aktywności i Treningu.
Ta jedna funkcja smartwatcha - pomiar i katalogowanie dokonań fitnessowych - stała się dla mnie na tyle istotna, że nie tylko uzasadniła jego codzienne użycie, ale również zmieniła sposób mojego codziennego funkcjonowania.
Oczywiście smartwatch nie jest odpowiedzialny w 100 proc. za tę zmianę. Jest to raczej poboczny wynik zmiany stylu życia, świadomości i priorytetów. Jestem jednak pewien, że bez niego owa zmiana by nie zadziałała.
Apple Watcha używam od maja 2015 r.
I nie było od tego czasu nawet jednego dnia, bym go na ręce nie nosił. Noszę go nieprzerwanie, codziennie zakładając go rano na nadgarstek po tym, jak zdejmuję go z ładowarki, gdzie spędza noc.
Nie od początku był dla mnie czymś wyjątkowym. Raczej na siłę starałem się uzasadnić jego codzienne użycie. Sprawdzałem aplikacje, ustawiałem przeniesienie powiadomień ze smartfona, korzystałem z pieszej nawigacji. Próbowałem nawet dogadać się z Siri.
To wszystko nie przetrwało, okazało się niepotrzebne. Gdzieś w okolicach początku 2016 r. nastąpiła jednak we mnie zmiana mentalna. Postanowiłem o siebie zadbać. Zrzucić zbędne kilogramy, zacząć lepiej, a przede wszystkim bardziej świadomie się odżywiać, pić mniej alkoholu.
I dziś, gdy ważę 16,5 kg mniej, niż w styczniu 2016 r., gdy udało mi się w znacznej mierze poskromić alkoholowe ciągoty i gdy w piątek kończę piąty w tygodniu trening, i czuję się doskonale, wiem, że to także dzięki Apple Watchowi.
To Watch dopinguje mnie, by realizować codzienne fitnessowe cele - domykać okręgi, gdyż tak wizualnie przedstawia realizację codziennych rekordów smartwatch Apple’a. Mam wręcz obsesję na punkcie tego, by położyć się spać z wykonanym zadaniem. A ustalam sobie ambitne cele, spersonalizowane pod każdy dzień treningowy. Nie jest łatwo domknąć okręg z celem spalonych aktywnych kalorii, lecz te wyzwania, codzienna kontrola mojego ruchu przez urządzenie elektroniczne wyzwala we mnie dodatkową motywację.
Nie mam żadnych wątpliwości - bez Apple Watcha nie raz, nie dwa bym odpuścił. Znam w sobie to uczucie - gdy nie mam nad sobą bata, kontroli, dowodów, to łatwo uzasadniam lenistwo. Apple Watch jest w tej mierze bezwzględny. Suche informacje, które świecą na cyfrowym blacie zegarka są potężnym narzędziem.
I tyle. Aż tyle i tylko tyle.
Apple Watch wyświetla mi informacje nt. mojego ruchu, analizuje stale mój puls, przelicza to na aktywne kalorie spalone w ciągu dnia. Zapisuje treningi, które odbywam i daje mi podstawowe narzędzie statystyczne. Niby niewiele, ale moje życie się zmieniło. Zmieniła się świadomość własnego ciała, wiedza na temat własnego zdrowia, możliwości i celów.
Dla mnie to kolosalnie ważna sprawa.
Jak Apple Watch zmienił moje życie